Bruksela zaskoczyła nas ogromem i wielokulturowością. Miasto oszałamia połączeniem stylów architektonicznych – nowoczesne centrum administracyjne Europy idealnie komponuje się z urokliwymi starymi kamieniczkami.
Zwiedzanie Brukseli rozpoczęliśmy od budynku Parlamentu Europejskiego. Wnętrze ogromnego gmachu wykonanego ze szkła i stali było dla nas niedostępne. Można się tam dostać wyłącznie za okazaniem zaproszenia lub przepustki.
Następnie udaliśmy się na Grand Plaz -–zabytkową starówkę. Widok, który ukazał się naszym oczom, przerósł nasze najśmielsze oczekiwania. Bogato zdobiona zabudowa Grand Plaz przyciąga setki turystów. Uwieczniliśmy to wspaniałe miejsce na kilku fotografiach, po czym udaliśmy się w stronę osławionego Manneken pis – symbolu Brukseli, figurki-fontanny siusiającego chłopca wykonanej w brązie. Ciekawostką jest to, że kiedy do Brukseli zjeżdżają delegacje, Manneken pis ubierany jest w stroje narodowe krajów Unii Europejskiej.
Jedna z legend mówi, że chłopiec przedstawiony w figurce był synem króla. W trakcie polowania zgubił się w lesie. Królewicza odnaleziono dopiero po kilku dniach. Podobno do uszu jakiegoś spragnionego leśnika dobiegł odgłos strumyka. Odsunął więc gałęzie, ale zamiast źródła zobaczył siusiającego chłopca. Inne podanie mówi, że kiedy XIV wieku Bruksela została zaatakowana przez najeźdźców, pewien chłopiec o imieniu Juliaanske oddał mocz na lont pocisku. W ten sposób uratował miasto.
Po drodze skosztowaliśmy słynnych na cały świat łakoci w kształcie siusiającego chłopca i na tym, niestety, musieliśmy zakończyć zwiedzanie Brukseli. Było już późno, a przed nami do pokonania 590 km do Saint Michel.
Monotonną podróż, dopiero po przekroczeniu granicy z Francją, urozmaicił nam cudowny widok: dwa ogromne mosty, z których widać było ujście Sekwany do morza. Rzeka tworzyła wielkie rozlewisko. Trafiliśmy na odpływ.
Przyznam, że tempo naszej wyprawy po Europie jest zawrotne. Wszyscy czujemy już zmęczenie, ale za żadne skarby nie zrezygnowalibyśmy z tej ekscytującej podróży. Tyle jeszcze przed nami interesujących miejsc do zobaczenia...
Za namową Krzysia, mojego opiekuna, zboczyliśmy z zaprogramowanej na palmtopie trasy, by udać się do jego ulubionej knajpki z frutti di mare. To urocze miejsce położone jest w normandzkiej miejscowości Deauville-Trouville. Jako że nikt z nas nie włada francuskim, kolacja wyglądała dość zabawnie. Ponieważ kelnerka nie mówiła po angielsku, czekaliśmy na posiłek jak na wielką niespodziankę. Niewiadomo było, co zamówiliśmy i co kelnerka zrozumiała z naszego zamówienia. W rezultacie Marek wyszedł z restauracji głodny. Plusem jest jednak to, że nauczyliśmy się paru przydatnych zwrotów po francusku.
Późnym wieczorem dotarliśmy do Saint Michel.