Poranek w Saint Michel był cudowny. Nasze twarze oświetliły promienie słoneczne wpadające do pokoju przez szpary w drewnianych okiennicach. Zaraz po śniadaniu wyruszyliśmy do opactwa benedyktynów.
Opactwo Mont-Saint-Michel (Wzgórze Świętego Michała) znajduje się na wyspie Mont-Tombe (Grobowiec na Wzgórzu). Położone jest na granicy miedzy Bretanią a Normandią. W średniowieczu klasztor był znanym ośrodkiem nauczania. Pielgrzymi przyjeżdżali tutaj, aby oddać cześć Świętemu Michałowi Archaniołowi. Do klasztoru prowadzi grobla. Podczas wieczornych przypływów zostaje zalana, więc na kilka godzin świątynia jest odcięta od lądu. Turyści, którzy przybyli na wyspę, mogą wydostać się z niej dopiero po porannym odpływie.
Jest to najsłynniejsza budowla wzniesiona ku czci Świętego Michała Archanioła. Zabudowania zajmują prawie całą powierzchnię wysepki. W 1979 roku UNESCO wpisało Mont-Saint-Michel wraz z otaczającą zatoką na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury.
Jak głosi legenda VIII wieku Archanioł Michał nakazał biskupowi Aubert zbudowanie kaplicy, w której mnisi mieli strzec jego cennych relikwii. Biskup początkowo się opierał, lecz gdy Archanioł zdecydowanie postukał biskupa w głowę, ten bez wahania rozpoczął budowę. W ten sposób na niewysokiej skale powstała budowla symbolizująca harmonię przyrody i sztuki architektonicznej. Przez wiele wieków klasztor był stopniowo rozbudowywany. Obecnie stanowi okazałą budowlę. Jego wnętrza, jak przystało na miejsce medytacji, są surowe. Panuje w nich nastrój spokoju, powagi i wyciszenia. Wielkość Mont-Saint-Michel i jego klimat uświadamiają jak małą istotą jest człowiek, a jednocześnie jak wielką, skoro stworzył tak wspaniałe miejsce.
Czułem się przytłoczony historią tego miejsca, jego magią i niemal mistyczną atmosferą. Są emocje, które trudno wyrazić słowami...
Przy podchodzeniu do klasztoru spotkaliśmy się z dużą życzliwością innych turystów. Spontanicznie pomagali Markowi i Krzysiowi wnosić nasze wózki po stromym podejściu.
Udając się w stronę Wersalu przemierzaliśmy francuską prowincję bocznymi drogami. Coś niesamowitego! Widok niemal bajkowy: zieleń, niewielkie domy, małe zabytkowe kościółki... Do siedziby francuskich królów dotarliśmy po paru godzinach. Naturalnie nie zwiedziliśmy całego Wersalu wybudowanego XVII wieku na życzenie Ludwika XIV. Potrzeba na to chyba kilku dni, a nasza wyprawa, o czym niejednokrotnie już pisałem, jest bardzo dynamiczna.
Około 18.00 wjechaliśmy do Paryża. Od tego momentu zaczęła się nasza gehenna. Przez trzy i pół godziny tkwiliśmy w potwornym korku. Gdy niemal straciliśmy wszelką nadzieję na nocleg w hotelu, nagle pojawił się starszy pan z parasolem i pokierował ruchem na tyle skutecznie, że rozładował zablokowany ruch na Rue La Fayette. W strugach deszczu wnieśliśmy bagaże do hotelu i udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.
Bez przyjaciół nigdy nie wyjechałbym w tak niezwykłą podróż. Po pierwsze - nie byłoby mnie na nią stać, po drugie - do codziennego funkcjonowania potrzebuję czasami pomocy osób trzecich. Tym więc, którzy, być może, twierdzą, że jestem szczęściarzem i zazdroszczą mi tej niezwykłej wyprawy po Europie, powiem jedno: nie zazdrośćcie mi, że odwiedzam wspaniałe miejsca; nie czujcie zawiści i nie uważajcie, że mój los jest teraz lepszy od Waszego - być może w Waszym mniemaniu zupełnie niesłusznie. Tym, czego naprawdę możecie mi zazdrościć są moi przyjaciele. To oni przecież zorganizowali aukcję, żebym mógł wyjechać w tę podróż. To oni pomagają mi w jej trakcie, chociaż ten czas mogliby poświęcić własnym sprawom. Rozumiecie? To nie pieniądze w życiu są ważne, nie dalekie podróże, nie sława i piastowane stanowiska. Najważniejsi są przyjaciele. Jeśli masz przyjaciół - masz wszystko, czujesz się w życiu spełniony i szczęśliwy. Życzę więc Wam takich przyjaciół, jakich ja posiadam. Oby to moje życzenie się spełniło.
Jedynie przyjaciele, umiejętności i mądrość warte są tego, by zazdrościć ich innym.