Wstałyśmy o godzinie 6:10. Przez pomyłkę, bo miałyśmy wstać o 7.00, ale pomyliłyśmy godziny (tak to jest jak się nie ma zegarka :-)) Pojechałyśmy pontonem na wyspę i tam zjadłyśmy śniadanie. Potem wyruszyłyśmy szybką łódką na Home Island gdzie spędziłyśmy dwie godziny. Zwiedziłyśmy całą wyspę (to nie było trudne, bo zajęło nam zaledwie 15 minut). Każdy mieszkaniec wyspy ma taki sam dom i to jest fajne. Kupiłyśmy sobie też lody. Były bardzo smaczne :-) Pan, który nas woził, zaprosił nas do siebie do domu. Siedziałyśmy na takiej niby werandzie, gdzie było wszystko: narzędzia, krzesła, stół, a sąsiedzi tego pana mieli nawet łóżko. Po krótkim czasie pojechałyśmy znowu tą łódką na West Island. Poszłyśmy do naszego hotelu, odświeżyłyśmy się i zjadłyśmy obiad. Potem przyszła Pani Kylie i zabrała nas na kajaki, tzw. CANOE. Spędziłyśmy tam cztery godziny. Było cudownie! Wypłynęliśmy kilkoma kajakami z silnikami. Zwiedziliśmy najpierw taką małą wysepkę, na której mieliśmy poczęstunek przygotowany przez organizatorów wycieczki. Potem popłynęliśmy na wyspę, na czekał nas krótki kurs rozpoznawania kokosów. Są trzy rodzaje: jeden ma zamiast mleczka taki miąższ podobny do waty cukrowej (ten kokos ma taki pęd, który jest gotowy do tego, aby się rozmnażać), drugi ma zieloną skorupę, ale w środku jest biały (jego mleczko jest cierpkie, jak szampan i muszę przyznać, że nam nie smakował), a trzeci rodzaj kokosa jest najlepszy ze wszystkich - to kokosy, które leżą zazwyczaj na ziemi, czyli są już bardzo dojrzałe. Mają dobre mleczko i pyszny miąższ. Dla tych co nie przeszli jeszcze takiego kursu podaję informację, że mleczko kokosowe nie jest wcale białe tylko przezroczyste :-) Potem popłynęliśmy na wyspę, gdzie miał odbyć się snorkling. Jest to takie nurkowanie na powierzchni wody. Patrzy się przez maskę i widzi się świat podwodny (a takie prawdziwe nurkowanie z butlą tlenową, nazywa sie diving). Natasza z Elizą pływały sobie z maskami i Eliza zobaczyła nawet rekina! Ja pływałam w kajaczku (kajak ciągnął taki pan) i miałam taką tubę ze szklanym dnem, przez którą mogłam sobie oglądać to samo, co inni przez maski. Widziałam ciekawą rafę koralową i kolorowe rybki :-) Opłynęłam z panem takie kółeczko wokół skał, tak samo jak inni. Zastał nas tam przepiękny zachód słońca i nie tylko… po drugiej stronie wschodził księżyc :-) W takich cudownych widokach wróciliśmy do pokoju bardzo zmęczone i senne. Do jutra!