Przed sobą mamy kilka godzin wędrówki na wysokość 4703 m n.p.m. Nocą ruszamy na szczyt.
Wstaliśmy dziś o piątej rano. Powitał nas piękny wschód słońca. Trudno to opisać, ale widok był nieziemski. Pomyśleliśmy, że to dobra wróżba na dzisiejszy dzień. A przyda nam się każdy dobry symbol, gest, myśl… bo czeka nas wyjątkowo długi dzień i noc. Dzień odpoczynku w Horombo Hut wszystkim nam się przydał. Nabraliśmy sił, mogliśmy się wyspać. Jacek Grzędzielski i Marek Kowalski czują się dużo lepiej. Idą z nami na szczyt. Jesteśmy już w drodze. Wyruszyliśmy o godzinie 7 rano. Wszyscy! Przed nami długie podejście do schroniska Kibo Hut na wysokości 4703 m n.p.m. Jeśli będziemy się w miarę dobrze czuli powinniśmy być tam około godz. 14. Ale tak naprawdę każdy z nas w głębi serca boi się tego odcinka. Podobno tu najbardziej czuje się wpływ wysokości na organizm. Trudno przewidzieć, jak zachowają się nasze organizmy… Jesteśmy pełni optymizmu i dajemy z siebie wszystko, ale są rzeczy, na które nie mamy żadnego wpływu. To jest jedna z nich. Każdy z nas niesie też zapas wody. W Kibo Hut jej nie ma. Będzie nam potrzebna również w drodze na szczyt i w czasie, gdy będziemy z niego schodzić. Po kilkugodzinnym odpoczynku w Kibo Hut ruszymy na szczyt. Marsz rozpoczniemy dokładnie o 2 w nocy, zanim na niebie pojawią się chmury. Musimy być przygotowani na bardzo niskie temperatury. Każdy z nas będzie zaopatrzony w termos z gorącą herbatą. Na pewno trochę nam pomoże w kryzysowych momentach. Będziemy szli na wschód, w kierunku Uhuru Peak, najwyższego punktu masywu, który znajduje się na wysokości 5895 m n.p.m. Pokonanie tego odcinka zajmuje około 8 godzin. Podobno najwięcej osób wtedy rezygnuje z dalszej wspinaczki. My obiecaliśmy sobie, że będziemy się nawzajem motywować do tego, żeby iść dalej. Naszym celem jest Biały Dach Afryki – Kilimandżaro. Myślimy o nim dzień i noc, niektórzy z nas o nim śnią. Poza tym mamy jeszcze jedną ukrytą siłę – siebie! Kiedy człowiek jest wysoko w górach nie ma siły na udawanie. Wychodzą z niego dobre i złe cechy. Wszyscy jesteśmy zmęczeni, jak w każdej grupie zdarzają nam się nieporozumienia, ale mimo to trzymamy się razem. Pomagamy sobie, jak umiemy. Angelika – tak jak obiecała – jest czasem czyimiś oczami, rękami; Kasia Rogowiec – nogami, a Łukasz, mimo tego, że nie widzi wspiera resztę jak mało kto. Podobnie jest z Jaśkiem Melą – jego optymizm jest nie do zdarcia. Jarek i Piotrek Truszkowski nie raz już mieli okazję udowodnić, co znaczą silne, męskie ręce. A Krzyśki, mimo tego, że poruszają się o kulach, nadają naszemu marszowi odpowiedni rytm. Piotrkowi Pogonowi, który ma tylko jedno płuco, z każdym kilometrem oddycha się coraz trudniej, ale dzielnie pomaga pchać wózki, kiedy pojawia się jakiś problem, natychmiast działa. Śmiejemy się, że czasem zachowuje się jak ojciec. No i jeszcze Boguś Bednarz, który spisuje się na medal. Razem stanowimy wielką siłę! Wierzymy, że nasz wysiłek przyniesie również owoce innym. Może uwierzą w siebie, że oni też mogą wyruszyć na swój szczyt. Bo przecież „Każdy ma swoje Kilimandżaro”. Nie będzie łatwo, tak jak nam nie jest łatwo, ale chcemy pokazać, że to jest możliwe. Mimo lęku, zimna, choroby wysokościowej, rozrzedzonego powietrza i zmęczenia, które nasila się z każdą godziną – idziemy! I zrobimy wszystko, żeby dotrzeć na szczyt. Potem będziemy musieli zejść od razu na wysokość 3720 m n.p.m. To oznacza kolejne kilka godzin wędrówki. Wbrew pozorom zejście wcale nie jest łatwiejsze niż wejście, są odcinki, z którymi będziemy musieli stoczyć niemałą walkę. Zwłaszcza osoby poruszające się na wózkach. Angelice dają się już porządnie we znaki problemy z krążeniem, ale nie traci optymizmu. Podobnie jest z resztą uczestników. Wierzymy, że wszyscy wejdziemy na szczyt, a potem cali i zdrowi z niego zejdziemy.
Trzymajcie za nas kciuki! To się na pewno przyda. Podobnie jak każda dobra myśl.