Niektórzy pytają, co trzeba zrobić, żeby przebiec kilkadziesiąt kilometrów jednego dnia. Odpowiedź jest prosta: trzeba biegać!
Wiele osób twierdzi, że porywam się na coś szalonego „1000 km w 21 dni? To niemożliwe” – twierdzą.
Wiem, że nie ma rzeczy niemożliwych, moje życie jest na to najlepszym dowodem. W moim przypadku najważniejsza jest motywacja. Człowiek musi wiedzieć, dlaczego chce biegać i dokąd chce dobiec… Dopiero na drugim miejscu są treningi.
Niektórzy pytają, w jaki sposób się przygotowuje. Pracuję w piekarni, poza tym prowadzę z zięciem sklepy z polską żywnością. Dochodzi praca na zmiany. Nie mam więc zbyt wiele czasu na systematyczne treningi, ale staram się biegać każdego dnia. Kiedy pracuję „na nocki” i kończę pracę o 6.30, muszę wstać najpóźniej o 12.00, żeby móc przebiec choć niewielki dystans i o 18.00 znów być w pracy. To wymaga naprawdę sporo wysiłku, ale nie jest niemożliwe… Druga zmiana, trwająca od godz. 6.00 do 18.00, oznacza wieczorne bieganie, mniej więcej od 20.00 do 22.00. Najbardziej lubię pierwszą zmianę, bo wtedy kończę pracę o godz. 15.00 i mam czas na to, żeby pobiegać i pobyć z rodziną. Najdłuższe treningi planuję zwykle na soboty, bo wtedy mam wolny dzień. Dystans 1000 km, który mam przebiec, pokonałem już wiele razy w swoim życiu, mój organizm jest na niego gotowy. Bardziej i lepiej przygotowany już nie będę. Wierzę, że dotrę do celu – mam po co i dla kogo! Cieszę się, że mogę to zrobić. Trzymacie za mnie kciuki!