Dzisiaj wyprawiliśmy się do lasu deszczowego. Przez kilka godzin czuliśmy się jak główni bohaterowie „Piratów z Karaibów”…
Pobudka o 7 rano. Kto wymyślił taką godzinę?! :-) Jedziemy w kierunku na Rain Forests, czeka nas przejażdżka nad lasem deszczowym i zjazdy na linach miedzy koronami drzew. Pogoda jest piękna – bezchmurne niebo i delikatny wiaterek. Po drodze robimy kilka korekt trasy (najlepszy drogowskaz na St. Luci stanowią dziewczynki i chłopcy pędzący z plecakami do szkoły). Po drodze mijaliśmy wiele ubogich wiosek… a jednak każde dziecko drepcze radośnie do szkoły z wzorowo uprasowanym i upranym mundurkiem!. Ulicami wędrują kolorowe korowody (każda szkoła ma swój zestaw kolorów, a szkół jest w sumie kilkanaście), co naprawdę dodaje wyspie uroku. Pod las deszczowy przyjechaliśmy z kilkuminutowym opóźnieniem. Obsługa od razu pomogła nam wypakować rzeczy z auta i mogliśmy wyruszyć w stronę lasu. Spędziliśmy mnóstwo czasu w otoczeniu ogromnych kilkusetletnich drzew, konarów, lian i przeróżnych ptaków. Wszystko to oglądamy z perspektywy gondoli, czyli specjalnej kolejki linowej. Las deszczowy jest magiczny… dziki, przepiękny i dziewiczy – krzewy, strumyki, ścieżki. Zachwycamy się bez pamięci. Słuchamy o historii o lesie, wyspie i lokalnych zwyczajach... Po gondoli przyszedł czas na zjazdy na linach. Do pokonania mieliśmy12 platform. Między koronami drzew fruwaliśmy niczym ptaki przypięci do kabli porozwieszanych pod koronami drzew. „Oddychaliśmy kawałkiem raju. No i oczywiście – mieliśmy ubaw po pachy” – napisał Andrzej. Robert nic, a nic się nie bał. Może z wyjątkiem dużych, czarnych psów :-)