Tomek mówi, że wczoraj narzucił zbyt ostre tempo. Nie mógł poskromić skrzydeł, które wyrastały mu u ramion na myśl o spotkaniu z bliskimi. Po raz bierwszy czuje w nogach ból.
Rodzinne miasto Tomka, Ballinrobe, leży na trasie „Biegu Mimo Wszystko”, między drogą łączącą Galway i Castlebar. Po dotarciu do mety czterdziestoośmiokilometrowego odcinka, biegacz wsiadł więc w samochód i wrócił do Ballinrobe. Ze względów oszczędnościowych, postanowił noc spędzić w domu. Głównym powodem cofnięcia się z trasy była jednak chęć spędzenia kilku chociaż godzin z żoną Justyną, z rodziną i przyjaciółmi. Samotny, wielodniowy maraton podsyca tęsknotę za bliskimi.
W Ballinrobe powitano Tomka kwiatami. Mężczyzna czuł się naprawdę szczęśliwy. Nareszcie mógł ucałować swoją wnuczkę Oliwię. Były wzruszenia, łzy radości i gratulacje. Szczególną serdeczność Tomek okazywał swojemu zięciowi, a jednocześnie wspólnikowi, Przemysławowi Krystyniakowi oraz szwagrowi Zbyszkowi Dziubakowi. W ciągu wszystkich dni „Biegu Mimo Wszystko” pan Zbyszek zastępuje maratończyka w pracy, w sklepie „Oliwia”. Najistotniejsza jest jednak rola pana Przemka. To na jego barkach, pod nieobecność Tomka, spoczywa cały ciężar i odpowiedzialność za biznes. On również wspiera finansowo „Bieg Mimo Wszystko”. Sklep „Oliwia” jest jednym ze sponsorów projektu.
Tomkowi coraz trudniej uwierzyć, że pokonał już tyle kilometrów. Do Dublina pozostało zaledwie osiem dni biegu (a może raczej aż osiem dni?). Mężczyzna mówi, że boli go łydka i piszczel w lewej nodze. Sądzi, że wczoraj narzucił zbyt ostre tempo. Nie mógł jednak poskromić skrzydeł, które wyrastały mu u ramion na myśl o spotkaniu z bliskimi. Stąd te dolegliwości. Ale Tomek zaznacza też, że nie zmieniają one niczego. Jutro pobiegnie dalej, z identycznym zapałem jak do tej pory. O dyskomforcie wspomina wyłącznie dlatego, ponieważ po raz pierwszy odczuwa w nogach ból. Inna rzecz, że czuje również sporą satysfakcję. Okazało się, że dotychczas nikt w Irlandii, poza Tomkiem, nie pokonał tak ogromnej odległości. Ponad sześćset kilometrów już za nim. Do mety w Dublinie pozostało ich trochę więcej niż trzysta. Tomek ma więc świadomość odniesionego sukcesu. Nie przypisuje go jednak tylko sobie. Woli, gdy jego przyjaciele koordynujący projekt oraz ci, którzy myślą o nim życzliwie, mówią, iż „Bieg Mimo Wszystko” jest ich wspólnym triumfem.
Od 10 kwietnia, czyli dnia rozpoczęcia „Biegu Mimo Wszystko”, wszystko układa się po myśli Tomka. Sprzyja mu pogoda, siły, myśli, okoliczności... Chwilowe trudności zdołał pokonać. Opatrzność nad nim czuwa. Inaczej być nie mogło. Optymizm nigdy Tomka nie opuszczał. Pozytwne nastawienie to, jak twierdzi maratończyk, podstawa każdego sukcesu, kiedy człowiek podąża za własnymi marzenia. Największym wrogiem w każdym naszym działaniu jest myśl, iż zakończy się ono porażką.
Dystans z Galway do Caslebar Tomek przebiegł w intencji swoich przyjaciół. Gdy dotarł do Ballinrobe, jeden z nich zdjął z szyi srebrny łańcuszek z krzyżykiem. „Nosiłem go przez połowę życia. Teraz ty go załóż” – powiedział wzruszony, przekazując Tomkowi precjoza.