Najgorsze jest okłamywanie samego siebie. Oszukiwać siebie to tak samo jak okłamywać Boga. A przecież Tomek, gdy biegnie, modli się.
Po krótkim spotkaniu z rodziną w Ballinrobe, Tomek przebiegł trzydzieści dwa kilometry Castlebar do Ballina. Stamtąd kolejne trzydzieści do Dromore West. Trasa łatwa nie była: kręta, niemal cały czas prowadziła pod górę. Biegacz zmagał się też z bocznym, porywistym wiatrem i, przelotnym na szczęście, deszczem. Ból w lewej nodze narastał. Zaczęły też go boleć uda, palce u stóp oraz pięty. Przeciążenia dają o sobie znać. Teraz „Bieg Mimo Wszystko” to bardziej kwestia siły charakteru Tomka niż wytrzymałości jego nóg. Ale Tomek jak to Tomek: ciągle powtarza, że jest dobrze i nie ma powodu do narzekania. Bardziej wierzy w potęgę ducha niż w siłę swoich nóg. Jest uparty, zawzięty. Jego bliscy i znajomi wiedzą, że kiedy coś postanowi, wcześniej czy później osiągnie cel.
Niektórzy nie wierzą, że można przebiec ponad tysiąc kilometrów w dwadzieścia jeden dni. Oceniają sprawę po swojemu. Z niedowierzaniem kręcą głowami. Podejrzewają, że skoro Tomek biegnie samotnie, to pewnie co jakiś czas wsiada do samochodu towarzyszących mu wolontariuszy i przejeżdża kilkadziesiąt kilometrów, by całkowicie nie opaść z sił. Nie wiedzą jednak, że uczciwości nauczyła Tomka walka z chorobą alkoholową. On doskonale wie, że można kombinować i okłamywać samego siebie. Tylko że jest to droga donikąd.
Kiedy Tomek po raz pierwszy trafił do grupy AA, też usiłował siebie oszukać. Wymyślił, że nie musi całkowicie rezygnować z picia, że wystarczy, jeśli tylko je ograniczy. Ale tak się nie dało. Miał rok abstynencji. Potem znowu się stoczył. Zresztą Tomek, jako pijący alkoholik, usiłował okłamywać i usprawiedliwiać siebie na różne sposoby. Wiele razy to robił. Gdy z podciętymi żyłami trafił na pogotowie, wolał, by lekarz powiedział mu, że coś ma z głową niż że tkwi w szponach alkoholowego nałogu. Przecież choroba głowy byłaby świetnym usprawiedliwieniem na zaglądanie do kieliszka. Dawne czasy…
Dzisiaj Tomek wie, że nie można oszukiwać. I że najgorsze jest okłamywanie samego siebie. Oszukiwać siebie to tak samo jak okłamywać Boga. A przecież Tomek, gdy biegnie, modli się. Zawsze pokonuje trasę niosąc w myślach jakąś szczerą intencję: za rodzinę, przyjaciół, podopiecznych Fundacji „Mimo Wszystko”… Zawsze tak robił, kiedy biegł. Również wtedy, gdy pokonywał maratony we Wiedniu, w Monaco albo Belfaście. Boga Tomek nie może oszukać. Wierzy głęboko, że to właśnie Bóg daje mu siłę do zmagania się z morderczymi dystansami i że robi to również podczas „Biegu Mimo Wszystko”. A skoro działa Bóg, to Tomek ma pewność, że dobiegnie do mety w Dublinie. Przed nim jeszcze dwieście dziewięćdziesiąt siedem kilometrów. Zamierza je pokonać w pięć dni.
Tomek coraz bardziej czuje się wyczerpany. Stara się jednak nie myśleć o niczym więcej poza sobotnią metą w Dublinie. Fakty jednak są takie, że dzień po jej osiągnięciu – w niedzielę wieczorem – będzie musiał powrócić do swojej codziennej rzeczywistości, do pracy w piekarni „Irish Pride”. Na regenerację organizmu czasu miał nie będzie. W poniedziałek rano w sklepach Ballinrobe musi być przecież chleb.