Geoblog.pl    mimowszystko    Podróże    Rejs po Mazurach    Chłód, deszcz i emocje – dobry humor nas nie opuszcza
Zwiń mapę
2010
17
wrz

Chłód, deszcz i emocje – dobry humor nas nie opuszcza

 
Polska
Polska, Kietlice
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 29 km
 
Deszcz, wiatr, zimno i my – doszczętnie przemoczeni. W pewnym momencie warunki zrobiły się tak niebezpieczne, że wszystkie załogi ściągnęły żagle płynąc na silniku. Jedynie nasz sternik, Groszek, zapewnił odrobinę dreszczyku płynąc cały czas na pełnych żaglach. Chwilami było groźnie, w związku z czym musieliśmy założyć kamizelki ratunkowe. Dzisiaj, ze względów bezpieczeństwa, żaden z uczestników nie mógł sterować – jedynie kurczowo trzymaliśmy się sztrormrelingu próbując nie wypaść za burtę. Konrad spadał z siedzenia, co było spowodowane nie tylko przechyłami, lecz również ogromnymi emocjami. Z kolei Ania dzielnie ciągnęła szoty przy ciągłych zwrotach, gdy płynęliśmy pod wiatr. Do Kietlic dotarliśmy zziębnięci, mokrzy, ale bardzo szczęśliwi i podekscytowani.

Cyklop

Zgodnie z tradycją, uczestnicy rejsu zostali ochrzczeni żeglarskimi przydomkami. Natalia – Figlarna Wanta, bo dzięki jej żartom na pokładzie, bez względu na pogodę, panuje radosna atmosfera. Ania – Ciekawska Szekla, bo kontroluje każdy manewr.
Za szybkie i bezpieczne wyjście z portu dostaliśmy szczerą pochwałę od naszej Pani Kapitan Moniki, która z ogromną cierpliwością przekazuje nam żeglarską wiedzę. Ćwiczyliśmy zarzucenie kotwicy. Ulokowaliśmy się blisko trzcin, by spokojnie zjeść drugie śniadanie i podzielić wrażeniami. Ewa i Agata zdecydowały się na kąpiel w jeziorze, mimo 10 stopi, które miała woda. Wanta, podbudowana doświadczeniem z wczoraj, znów spędziła dużo czasu za sterem. Szekla, mimo deszczu i silnego wiatru, prowadziła nas po Mamrach, abyśmy mogli bezpiecznie dotrzeć do Kietlic. Wieczorem w tawernie mieliśmy okazję pochwalić się naszymi dokonaniami przed innymi uczestnikami i rozgrzać herbatą ze słynnym kietlickim sokiem z bzu.

Kapitańskie Majtki

Mogłoby się wydawać, że dzień jest jak co dzień, a jednak nie obyło się bez przygód. Zaczęliśmy od śniadania i klaru pokładu, następnie, po szkoleniu coachingowym, mieliśmy bojowy chrzest naszych podopiecznych. Śmiechu było co niemiara. Karol został nazwany – nie bez powodu – Spokojnym Halsem; jest cichą wodą, milczy, uśmiecha się spod wąsa. Beatka natomiast – Silną Topenantą, z racji swych zdolności do podnoszenia ciężarów. Na wodzie było gorąco. Zaczął padać deszcz i nie obeszło się bez dużych przechyłów (wanty w wodzie) i emocji. Beata i Karol sterowali dzielnie, nie omieszkali odmówić jednak założenia kamizelek ratunkowych. Po przypłynięciu do portu czekała na nas gorąca kąpiel i kolacja. Dzisiaj na naszym jachcie zawitał coach, który rozpoczął wewnętrzną instalację u wolontariuszki Ani.

Mazurskie Krejzolki

Oj… jak dobrze nam się dzisiaj spało. Na dworze zimno i mokro, a my w ciepłych śpiworkach. Zamiast wstać o 7.30, z trudem obudziłyśmy się o 8. Oczywiście nie mogła nas ominąć bardzo długa wycieczka do toalety, która często dla Justyny jest Jej codziennym Kilimandżarem. Ania, która spała najdłużej, nie mogła nam uwierzyć, że przy porcie stoi gigantyczny balon reklamujący pewną firmę majonezu. W południe odbył się chrzest naszych uczestników. Beata przyjęła przydomek Zaradnej Żeglareczki, a Justyna została Mazurską Chichotką. Dzisiaj, niestety, opuściła nas pomocnik sternika – Marta. Ola i Ania pełne obaw przejęły jej obowiązki. Po zrobieniu wspólnego zdjęcia całej naszej ekipie, wypłynęliśmy do kolejnego portu – Kietlice. Tam czekały na nas przepyszne pierogi z „mięsami” – jak to określił nasz Kapitan.
Pierwszy raz podczas tej wyprawy spotkał nas tak uciążliwy deszcz. Mimo że ubrane byłyśmy jak misie i przykryte naszymi bombowymi sztormiakami, zmokłyśmy potwornie. Justyna wykazała się niezwykłą odwagą, gdyż podczas tej ulewy przypomniał się jej wypadek sprzed trzech lat, ale mimo tego siedziała dzielnie na pokładzie. Wszystkie jesteśmy megaza dowolone z tego dnia, z całego rejsu, zajadamy przepyszne konserwy, rozmawiamy na tematy damsko-męskie i śmiejemy się aż bolą nasz brzuchy, a Justyny śmiech wciąż przypomina atak duszności…

Jacht Komandora Paćka

Dzień zaczęliśmy standardowo od wspólnego śniadania. Towarzyszyła nam ładna pogoda. Potem była instalacja coacha, która nieco się przedłużała. Wreszcie nadszedł długo oczekiwany moment chrztu. Komandor pasował wszystkich na żeglarzy, nadając im nowe imiona. Grzesia, w imię Neptuna, przemianowaliśmy na Szota Dobre Serce, a Darka (z powodu jego codziennych wycieczek z aparatem fotograficznym i dużego entuzjazmu podczas sterowania) na Rumpla Peparazzi. Po tym radosnym wydarzeniu wypłynęliśmy w rejs, mając w planach odstawienie Michała o 16 i powrót na wodę. Niestety, fatalna pogoda i nagłe szkwały zmusiły nas do zacumowania w Mietlicach już o 15.30. Chłodne popołudnie spędziliśmy na wygrzewaniu się w jachtowych pieleszach, popijaniu herbaty i zażywaniu aspiryny. O 19 zaproszono nas na kolację w miejscowej tawernie. Wszyscy porządnie się najedliśmy (w menu znalazły się pierogi, herbata i sok z bzu). Po kolacji część uczestników rejsu poszła na ostatnie już warsztaty coachingowe. Późnym wieczorem spotkaliśmy się wszyscy na pożegnalnej herbacie. W piątek wracamy na ląd…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
mimowszystko
Fundacja Anny Dymnej "Mimo Wszystko"
zwiedziła 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 75 wpisów75 50 komentarzy50 330 zdjęć330 4 pliki multimedialne4
 
Moje podróżewięcej
13.09.2010 - 18.09.2010
 
 
07.04.2010 - 03.05.2010
 
 
12.05.2009 - 27.05.2009